Z ostatniej chwili

Bijące dobrem serce

2023-01-21 12:28:29 informacje
img

Sercem dla czworonogów. Tak w bardzo dużym skrócie mógłbym określić moją rozmówczynię. Aleksandrę Bochnacką, współwłaścicielkę klubokawiarni Bank w Częstochowie.

 

Red.: – Olu, o twojej dużej wrażliwości na krzywdę zwierząt dowiedziałem się przypadkiem z wiadomości na Facebooku, jaka też do mnie dotarła. Szukałaś wtedy wsparcia w walce o życie i zdrowie czworonoga. Przypomnisz?

 

Aleksandra Bochnacka: – To był Maciuś. Obecnie mój kot. Maciuś był takim osiedlowym kotem. Dokarmialiśmy go razem z inną kotką, która trafiła do mojego domu. Nie widziałam Maciusia jeden dzień. Zaczęłam się martwić. Była zima. Razem z sąsiadem szukaliśmy go i znaleźliśmy w piwnicy. Niemal w ostatniej chwili. Maciuś był chory na koci katar. Był w bardzo ciężkim stanie. Nie chciał jeść, pić. Siusiał pod siebie. Zaczęła się walka z czasem i chorobą. Karmiłam go strzykawką, tuliłam codziennie. Udało się.

 

Red.: – Powiedziałaś, że Maciuś to obecnie twój kot. A miałaś już wtedy trzy koty. Nie szukałaś mu domu?

Ola: – Szukałam. Chociaż przyznam, że przez ten czas walki o jego zdrowie i życie bardzo mocno się do niego przywiązałam. Nie mogłam sobie wyobrazić, że oddam go komuś pod opiekę. Ale oddałam. Znalazł się dom gdzieś na Śląsku. Zawieźliśmy Maciusia do nowej opiekunki. Starsza pani bardzo się ucieszyła na jego widok. Następnego dnia po niego pojechałam. Pani zadzwoniła do mnie, że kot się bardzo boi, że ukrywa się, nie chce jeść. Kiedy przyjechałyśmy i zawołałam cicho „Maciuś!”, on przybiegł, wskoczył mi na ramię i przytulił mocno. Został ze mną i moim partnerem.

 

Red.: – W domu masz cztery koty i psa Ragnara, który towarzyszy swojej pani w czasie wywiadu. Wszystkie koty przygarnięte z ulicy?

Ola: – Trzy z czterech są przygarnięte z ulicy. Pierwsza była Mikusia, ma już piętnaście lat. Była pod opieką fundacji i w tymczasowym domu w Olsztynie. Przez dłuższy czas była tylko ona i Ragnar. Któregoś roku koleżanka powiedziała, że szuka domów dla małych kociaków i gdy je zobaczyłam, stwierdziłam, że tego kocura chcę. I tak w domu pojawił się Lucjan. I trzecia znajda. Uratowana i wyleczona to Wandzia. Znalazłam ją, gdy grzebała w śmietniku. Zaniedbana i co tragiczne, miała przestawioną szczękę, co utrudniało jej normalne jedzenie.

Red.: - A twój pies Ragnar ma podobną przeszłość jak trójka z twoich kotów? Czy raczej to miłość od pierwszego zobaczenia, jak z kotem Lucusiem?
Ola: - Ragnar jest z nami od szczeniaka. Arek (mój partner) bardzo chciał mieć psa. Pojechaliśmy po niego, kiedy był malutkim szczeniaczkiem. Mieszkaliśmy jeszcze wtedy osobno. Ragnar to najcudowniejszy pies, jakiego kiedykolwiek poznałam. Wiadomo, że każdy właściciel mówi tak o swoim zwierzaku, ale dla mnie jest wyjątkowy. Kocha swoje kociaki, dzieci, ludzi. Jest łagodny pomimo swoich rozmiarów. Grzeczny, posłuchany. Ragnar to nasz najlepszy przyjaciel. Nasza czekoladka.

Red.: – Co wpłynęło, że Ola jest tak wrażliwą na krzywdę zwierzaków kobietą? Przykład z rodzinnego domu? Doświadczenie i pozytywne zakończenie z samodzielnego uratowania pierwszego kota, psa a może gołębia?

Ola: – To też. I zapewne duży wpływ miało na mnie moje dzieciństwo. Razem z mamą zamieszkalyśmy w domu mojej cioci i kuzynostwa, kiedy jako 6-latka przeprowadziliśmy się z mamą do Częstochowy. Ciocia i jej brat byli wielkimi przyjaciółmi zwierząt. W naszym domu mieliśmy siedem psów, cztery koty. Wujek opiekował się też dzikimi zwierzętami. Karmił z butelki małe sarenki. I to oni zakorzenili we mnie, że zwierzęta są niesamowite i ta miłość do nich jest nie do podważenia. Moja kuzynka Emilka jest bardzo podobna do mnie. Marzenka, jej mama, też nie potrafi przejść obojętnie obok krzywdy zwierząt.

 

Red.: – Pamiętasz tego pierwszego zwierzaka, za którego czułaś swoją pełną odpowiedzialność? – nie wyprowadzisz psa na spacer to nikt cię nie wyręczy, nie wyczyścisz kuwety, to będzie brudna...

Ola: – Mama nauczyła mnie tej odpowiedzialności i obowiązku. Mieszkałyśmy wtedy tylko z mamą. Chodziłam do podstawówki i któregoś dnia znalazłam Amisia. Był z nami do końca. Umarł dwa lata temu. To wtedy mama przekonała mnie, że skoro przygarnęłam kota, to też czystość jego kuwety.

 

Red.: – Zdarzyły ci się sytuacje, że gdy szukając pomocy, ratunku dla jakiegoś zwierzaka, twoje apele napotkały krytykę, że są dzieci, matki w potrzebie?

Ola: – Nie. Nie miałam takiego zdarzenia. Nawet moje przyjaciółki Wiola i Sylwia często w rozmowach ze swoimi znajomymi opowiadają o mnie, że mam cztery koty i psa Ragnara. Czyli chyba cieszą się z tego. Lubią do mnie przychodzić, tulić kociaki. A Józiu, synek Wioli często mi mówi, że kocha Ragnara /Ola uśmiecha się radośnie/

 

Red.: – Domyślam się, co usłyszę, lecz chciałbym usłyszeć to od ciebie. Jakie emocje ci towarzyszą kiedy uda ci się uratować kocie życie?

Ola: – Czuję się wspaniale. Czuję, że potrafię zrobić coś dobrego. Zwierzaki są dla mnie najważniejsze i staram się zrobić dla nich wszystko, jeżeli potrzebują pomocy.

 

Red.: – Twój ulubiony gatunek literacki i autor?

Ola: – Kryminał i autorka B.A. Paris

 

Red.: – Gatunek muzyczny?

Ola: – Bliżej nieokreślony. Nie mam jednego ulubionego stylu. To może być piosenka reggae, nawet hip hop. To może być muzyka romantyczna. Ważny jest tekst piosenki. Nie przepadam za disco polo.

 

Red.: – Dziękuję Ci, Olu, za rozmowę. A jeszcze bardziej za twoje otwarte serce dla świata zwierząt.

Ola: – Dziękuję i zapraszam z Barym do naszej klubokawiarni Bank. Bo to nas można wejść ze swoim psiakiem.

 

Waldemar Jabłczyński

Zdjęcia: Sylwia Chłód

 

Od autora: Bary to mój pies. Kundelek adoptowany od fundacji „Psia Duszka”. Za zachowanie psa w lokalu gastronomicznym odpowiada właściciel. Pies nie może biegać luzem.

Page generated in 0.0163 seconds.